Wydobywanie min, bomb i innych pozostałości po wojnach toczonych na Bałtyku jest niezwykle niebezpieczne. Saperzy Marynarki Wojennej przymierzają się do neutralizacji niemieckich min morskich. Zamknięte będę plaże od Rewy do Jelitkowa. Marynarka Wojenna planuje zamknąć 30 kilometrów wybrzeża od Rewy do Jelitkowa, a także część wód Zatoki Gdańskiej, w związku z planowaną operacją neutralizacji trzech min morskich. Dowództwo 13 Dywizjonu Trałowców poinformowało, że "ustanowiono strefy bezpieczeństwa wokół miejsca składowania obiektów niebezpiecznych usuniętych z rejonu Portu Gdynia i przeznaczonych do neutralizacji". W związku z niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą operacja wprowadzono bezwzględny zakaz "kąpieli, prowadzenia wszelkich prac podwodnych, przepływu, kotwiczenia i uprawiania rybołówstwa". Zakaz ma obowiązywać do soboty 13 października. Marynarze planują wypalić materiał wybuchowy za pomocą specjalnego urządzenia, aby zminimalizować skutki ewentualnych wybuchów dla środowiska. Do akcji zaangażowano załogę niszczyciela min ORP "Czajka", trałowca ORP "Gopło", oraz nurków z Grupy Nurków Minerów. Miny i torpedy znaleziono na wysokości Portu Gdynia w czerwcu tego roku podczas prac prowadzonych przez Urząd Morski. Ze względu na rozpoczynający się sezon turystyczny, wraz z Marynarką Wojenną, zdecydowano, że zostaną one zabezpieczone i operacja zostanie przeprowadzona dopiero po wakacjach. Teraz niebezpieczne ładunki zostaną podczepione przez nurków do specjalnego balona i przeholowane do miejsca, gdzie zostaną wypalone. Luftmine Podczas II wojny światowej Niemcy posiadali dwa typy magnetycznych min morskich przystosowanych do zrzutu ze spadochronem - nazywali je Luftminami. Mniejsza, LMA, miała masę 500 kg. Większa, która została znaleziona w Gdyni, oznaczana była jako LMB i ważyła 1000 kg i była długa na 264 cm. Miny te pierwotnie wyposażono w zapalniki magnetyczny. Późniejsze wersje posiadały zapalniki akustyczne i magnetyczno-akustyczne. Mina uzbrajała się automatycznie po przekroczeniu głębokości trzech metrów. Posiadały także zabezpieczenie hydrostatyczne, które powodowało detonację po przekroczeniu głębokości 12 lub 15 metrów. Dodatkowo były montowane zapalniki czasowe, które miały za zadanie dezorganizowanie pracy portu, powodując nieoczekiwane eksplozje. Zapalnik ten uruchamiał się jeśli mina nie zeszła poniżej trzech metrów pod wodę. Zapalnik czasowy miał możliwość ustawienia czasu detonacji od 15 minut do sześciu dni od uzbrojenia miny. Pierwsze minowania przy użyciu tego uzbrojenia Niemcy przeprowadzili z samolotów He-115 i He-111 w listopadzie 1939 roku na podejściach do brytyjskich portów. Brytyjczycy nadali Luftminom oznaczenie "GC". Niemcy wykorzystywali LMB również jako bomby do niszczenia celów lądowych. Pierwszy tego typu nalot został przeprowadzony na Anglię 16 września 1940 roku. Ze względu na bardzo duży, liczący ponad 700 kg, ładunek wybuchowy i zapalnik czasowy były one niezwykle niebezpieczne dla służb ratowniczych i cywili w bombardowanych miastach. Luftmina mogła czekać pod gruzami kilka dni i eksplodować w najmniej oczekiwanym momencie, niszcząc całe kwartały miasta. Nie może więc dziwić, że saperzy Marynarki Wojennej RP postępują z tak wielką ostrożnością. ałtyk jest wymarzonym morzem do prowadzenia wojny podwodnej i minowej. Stąd nie dziwią pozostałości po kolejnych konfliktach: od pierwszej wojny światowej, przez wojny z lat 1918-21, na drugiej wojnie światowej skończywszy. W międzyczasie wszystkie państwa bałtyckie "gubiły" tam miny, bomby lub torpedy. - Szacuje się, że na dnie spoczywa wciąż od 60 do 80 tysięcy przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych, w tym min morskich, torped, bomb lotniczych a także pocisków artyleryjskich i amunicji - mówił nam przy okazji wcielenia do służby niszczyciela min "Kormoran", komandor Piotr Sikora, ówczesny dowódca 13 Dywizjonu Trałowców. Na potwierdzenie słów oficera można podać kilka przykładów zarówno w polskim rejonie odpowiedzialności, jak też w innych. Jeden z najgroźniejszych wypadków miał miejsce w 2005 roku, kiedy doszło do eksplozji wyciągniętej w sieci bomby lotniczej na pokładzie holenderskiego kutra rybackiego. - Najbardziej znaczące z naszego punktu widzenia są "akcje" prowadzone podczas budowy gazoportu w Świnoujściu, a także neutralizacja min morskich w Gdyni i Gdańsku - mówi komandor Sikora. W 2015 roku w Gdyni saperzy Marynarki Wojennej usunęli 7 min, a rok później zneutralizowali jedną w porcie Gdańsk przy Twierdzy Wisłoujście. - W 2016 roku, w związku z inwestycją prowadzoną przez Urząd Morski, wydobyliśmy z dna Zatoki Puckiej 17 torped z okresu II wojny światowej oraz realizowaliśmy pojedyncze zgłoszenia przy użyciu nurków minerów. W bieżącym roku otrzymaliśmy kilkanaście zgłoszeń, w tym jedno w bezpośrednim sąsiedztwie Bulwaru Nadmorskiego w Gdyni. W związku z tym, że zarówno my jako Marynarka Wojenna ale także inne instytucje państwowe, użytkujemy coraz to doskonalszy sprzęt należy się liczyć z tym, że zgłoszeń dotyczących zagrożeń będzie przybywać - dodaje komandor. Obszar wyłączony przez Marynarkę Wojenną RP ze względów bezpieczeństwa/Marynarka Wojenna RP/ prasowe
Stopnie w Wojsku Polskim (Marynarka Wojenna) Są to stopnie w Marynarce Wojennej i Jednostce Wojskowej Formoza. Czy rozpoznasz je wszystkie? Jeśli quiz się spodobał oceń go i zasubskrybuj mnie po więcej. Subskrybuj? Jeszcze nie spróbowałeś rozwiązać tego quizu. Są to stopnie w Marynarce Wojennej i Jednostce Wojskowej Formoza.
PSY W WOJSKU POLSKIM Psy do zadań specjalnych Autor: Jakub Czermiński Są w Ghazni i Warriorze. Nauczone szukania materiałów wybuchowych i amunicji pomagają w ubezpieczaniu baz polskich żołnierzy oraz wykonywaniu zadań mandatowych Polskich Sił Zadaniowych. Mieszkalne namioty w bazie wojskowej bywają przeważnie otwarte. W FOB Warrior jest jeden namiot, do którego nikt niepowołany nie wejdzie niezauważony. To siedziba sekcji przewodników psów specjalnych. W przestronnych boksach przy wejściu odpoczywają po służbie dwa owczarki niemieckie. Przeraźliwym szczekaniem witają każdego niespodziewanego gościa. To Tyson i Darko, 3-letnie psy, których specjalnością jest umiejętność odnajdywania materiałów wybuchowych, amunicji i broni. Każdy ma swojego przewodnika. Tysonem opiekuje się sierż. Arkadiusz Mendel, dowódca sekcji przewodników psów specjalnych. Darko słucha tylko st. kpr. Grzegorza Zagozdona. Skład sekcji uzupełnia kierowca, plut. Sebastian Bartkowski – niezbędny, gdy zespół ma wykonać zadanie poza bazą. Cała piątka służy na co dzień w pierwszym wojskowym plutonie przewodników psów z 2 Mazowieckiej Brygady Saperów z Kazunia Nowego. Sekcja przewodników w FOB Warrior wchodzi w skład dowodzonego przez por. Piotra Grada plutonu rozminowania z grupy inżynieryjnej, którą dowodzi kpt. Andrzej Hołówka. Dwa lata temu obaj przewodnicy z Warriora wraz z nieletnimi wtedy psami odbyli kilkumiesięczne szkolenie. Pod okiem specjalistów ze Straży Granicznej poznawali od podstaw służbę z czteronogim wykrywaczem materiałów wybuchowych. – Zaczynaliśmy od abecadła – chodzenia z psem przy nodze, aportowania, posłuszeństwa. Dopiero potem wprowadzaliśmy rozpoznawanie zapachów – wyjaśnia sierż. Mendel. Dziś każdy z psów z łatwością znajdzie proch, trotyl czy semtex. Tyson i Darko potrafią rozpoznać i wskazać kilkanaście rodzajów materiałów wybuchowych. Nadal mogą uczyć się reagowania na nowe bodźce zapachowe. - Psiego specjalistę od materiałów wybuchowych szkoli się inaczej niż zwierzaka tresowanego do walki z narkotykami. Z oczywistych powodów nasze psy nie mają prawa gryźć ani drapać znalezionych przedmiotów – mówi sierż. Mendel. Gdy Tyson lub Darko wyczują zapach prochu lub dynamitu, siadają obok podejrzanego miejsca, wbijając wzrok w źródło zapachu. Znający swojego psa przewodnik od razu wie, które miejsce należy przeszukać. – Zadaniem przewodnika jest znać swojego psa – mówią żołnierze pytani o możliwość złego odczytania sygnałów wysyłanych przez zwierzę. W Afganistanie psy specjalne wykorzystuje się przede wszystkim do zwiększania bezpieczeństwa baz i przebywających w nich żołnierzy. Żaden cywilny pojazd nie wjedzie na teren FOB Warrior, jeżeli Darko lub Tyson dokładnie go nie obwąchają. Nie ma możliwości, by zwierzę coś przeoczyło. – Wystarczy, że jakiś czas temu w schowku przy kierownicy samochodu leżał pistolet. Nawet jeśli tej broni już tam nie ma, pies poczuje zapach i da nam o tym wyraźnie znać – sierż. Mendel komplementuje swojego podopiecznego. Dokładnie sprawdzane są także bagaże oraz towary przywożone na położony w granicach bazy bazar. Sporadycznie zdarza się, że psy wykorzystuje się do przeszukiwania pomieszczeń – najczęściej domów osób podejrzewanych o współdziałanie z talibami. W takim przypadku do domu wchodzi Afgańska Armia Narodowa, a po niej – przewodnik z psem. Pomoc Polaków jest niezbędna, Afgańczycy nie dysponują wyszkolonymi psami ani ich przewodnikami. Nie każdy pies nadaje się do służby. Przed rozpoczęciem szkolenia czworonogi przechodzą ostrą selekcję. Kandydat na żywy wykrywacz nie może bać się strzałów ani ciemności, musi umieć poruszać się po schodach oraz po śliskich nawierzchniach. Gotowość i odporność to nie wszystko – pies musi być także ponadprzeciętnie zdrowy. Skłonność do chorób stawów eliminuje zwierzę z gry, zanim ta na dobre się rozpocznie. Mimo konieczności pełnienia służby Tyson i Darko nie mają powodów do narzekania. W odróżnieniu od psów z III zmiany PKW, nie doskwiera im upał. Przewodnicy zadbali, by psy nie kaleczyły sobie łap na kamienistym podłożu, którym wyłożone są wojskowe bazy w Afganistanie - każdy czworonóg ma komplet obuwia. Wykonane z oddychającego materiału buty z gumową podeszwą zapewniają komfort i bezpieczeństwo. – Jesteśmy tu już prawie dwa miesiące, psy się przyzwyczaiły, stwardniały im łapy. Dlatego nie zawsze zakładamy im buty – wyjaśnia sierż. Mendel. Menu Tysona i Darka stanowi wysokiej jakości sucha karma, uzupełniania w razie potrzeby witaminami i lekami dostarczonymi przez Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej. Jeden niuans rzuca cień na idylliczny obraz psiej służby. Tyson i Darko po prostu się nie lubią. – Trzymają się razem tylko, gdy się boją. Tak było w śmigłowcu – oba psy leżały zgodnie obok siebie – opowiada sierż. Mendel. Gdy strach mija, czyli przez 99 proc. służby, zaczyna się rywalizacja i walka o prymat. Chwila nieuwagi i Tyson atakuje Darko. Dzięki tej sytuacji można jednak dostrzec, że to nie są zwykłe psy podwórkowe. Jedna krótka komenda przewodnika i psia bójka się kończy. W Afganistanie dyscyplina obowiązuje wszystkich. Zdjęcia przedstawiają psy służące w Wojsku Polskim i Korpusie Obrony ( Ochrony) Pogranicza oraz w jednostkach łączności
Oto aktualne zarobki w polskim wojsku. Jakie jest przeciętne wynagrodzenie? Apple Mac Mini M2/8GB/256GB SSD. 2 951,99 zł
Pechowy tydzień dla polskiego wojska. Najpierw Państwowa Komisja Wyborcza zdradziła dokładną liczbę naszych żołnierzy stacjonujących w Afganistanie, a teraz Ministerstwo Obrony Narodowej ujawniło tajemnice dotyczące wyposażenia i lokalizacji żołnierzy z jednostki GROM… PKW ujawnia liczbę żołnierzy w Afganistanie Najpierw PKW w swoich statystykach opublikowała dokładną liczbę polskich żołnierzy w Afganistanie uprawnionych do głosowania (z rozbiciem na bazy). Liczba ta 1:1 pokrywa się z rzeczywistą liczebą żołnierzy, ponieważ osoby nieletnie, karane i pozbawione prawa wyborczego nie mogą wyjeżdżać na misje wojskowe. fot. denmar, lic. CC Jak cztamy w Polityce, dzięki “wpadce” PKW, wróg może oszacować siły potrzebne do skutecznego ataku na Polaków. Kiedy Dowódctwo Operacyjne zwróciło się do PKW o usunięcie informacji, PKW poprosiło o pisemne uzasadnienie ;-) MON obnaża GROM Na stronie Ministerstwa Obrony Narodowej opublikowano dokumenty przetargowe opisujące uzbrojenie, środki łączności, lokalizacje siedzib oraz placówek szkoleniowych jednostki GROM. Jak donoszą gazety, komandosi są oburzeni i uważają, że upublicznienie tego typu informacji zagraża życiu żołnierzy… Czytając materiały przetargowe można zauważyć, że rozbudowywany jest oddział wodny GROM-u. Z dokumentów dowiemy się również, ilu mniej więcej żołnierzy liczy jednostka (po liczbie zamawianych karabinów), jakiego oprogramowania antywirusowego używa, gdzie tankuje swoje pojazdy, kiedy i gdzie odbędą się szkolenia oraz która z firm może sprostać wymogom wdrożeniowym systemów komunikacyjnych — tutaj przeciwnicy upubliczniania dokumentów przetargowych wskazują na możliwość wprowadzenia sabotażystów w szeregi firmy wykonującej zlecenie. Lepiej zdejmicie te dane ze stron, bo jak nie to... Dodatkowo, jeden z naszych czytelników, Krzysiek, zauważył, że na stronach Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych znajdziemy także ciekawy dokument zawierający wykaz służbowych pokojów noclegowych (oczywiście z adresami). Wszystkie powyższe informacje zostały opublikowane w internecie, więc jedyna bariera dla potencjalnego wroga polskich żołnierzy to skomplikowany język polski ;-) Wiele hasłasu o nic? Czy z udostępniania powyższych informacji rzeczywiście wynika jakieś realne zagrożenie? Nie jestem tego taki pewien… Ci, którzy chcą zrobić polskiemu wojsku “kuku” na pewno są tak samo (jeśli nie lepiej) poinformowani jak osoby które przygotowywały opublikowane na stronach PKW, MON, czy IWSZ dokumenty ;-) Dyskusja nad “tajnością” adresów pokojów służbowych, czy też spory o ujawnienie liczebności wojsk stacjonujących w Iraku trochę przypominają mi polemikę mieszkańców niektórych miast z Google, a konkretnie z projektem Google Maps (Street View). Czy zdjęcia satelitarne ułatwiają ataki terrorystom/złodziejom? Móc — mogą, ale czy rzeczywiście są do tego wykorzystywane? Czas start. Kto pierwszy wklei linki do obu dokumentów (PKW i MON) zawierających “tajne” dane? :> Przeczytaj także:
Pojazdy w Wojsku Polskim przed wybuchem II wojny światowej. Wojsko Polskie w okresie międzywojennym (1918-39) miało nie tylko czołgi i samochody pancerne, armia dysponowała także samochodami terenowymi, ciężarowymi, sanitarkami, autocysternami, ciągnikami i motocyklami. Wiele z tych pojazdów było polskiej produkcji.
Miny to broń powszechnie stosowana od końca XIX w., kiedy to Rosjanie wykorzystywali ładunki wybuchowe z zapalnikami w wojnie przeciwko Turcji. Taka definicja — ładunek wybuchowy zamknięty w obudowie z zapalnikiem i urządzeniem reagującym — wyczerpuje nam określenie, czym mina w zasadzie jest. Mówiąc jeszcze prościej, jest to ładunek wybuchowy odpalany nieświadomie przez samą wykorzystania min jest wiele. Od punktowych pułapek, pomyślanych na zniszczenie konkretnych, zwabionych wcześniej celów, przez odcięcie jakichś obszarów, po zabezpieczenie własnych pozycji przed niespodziewanym atakiem z flanki lub od tyłu. W przypadku obrony własnych pozycji już podczas II wojny światowej upowszechniło się zaminowywanie całych połaci terenu, tworząc tym samym pola minowe. Foto: Wojtek Laski/East News Część min na wyposażeniu armii rosyjskiej Tego typu umocnienia stanowią bardziej straszak i czasową przeszkodę, niż środek do zwalczania wrogich jednostek na dużą skalę. Chyba że mowa o zwalczaniu mocno ofensywnych działań, jak miało to miejsce podczas wojny w Wietnamie, gdzie — według różnych szacunków — Amerykanie stracili przez nie nawet 70 proc. ze wszystkich zniszczonych wozów pancernych. Miny po obu stronach barykady Dziś przykłady z Ukrainy pokazują, że mina skutecznie unieruchamiająca jeden czołg, może zatrzymać całą ich kolumnę na dłużej, wystawiając tym samym na ataki z innych źródeł. Narzędzia te stosowane są także przez Rosjan, którzy w ten sposób zabezpieczają podbijane tereny, utrudniając ich odzyskanie wojskom, a następnie użytkowanie cywilom. Natrafienie na zaminowany teren wymusza skierowanie w tej rejon specjalistów i uniemożliwia natychmiastowe zabezpieczenie obszaru i ew. przygotowanie skutecznej obrony na czas kolejnych ataków. Rosjanie posuwają się także do tworzenia prowizorycznych pułapek. Granaty z wyjętymi zawleczkami zostawiane są pod ciałami, których ciężar przytrzymuje zapalnik. Obrócenie takich zwłok lub ich przekręcenie, powoduje odskoczenie łyżki i eksplozję po trzech sekundach. Foto: Juergen Lumpp / Wiki Commons Mina motylkowa Mina przeciwpiechotna nie jest stworzona do zabijania. Jej zadaniem jest wyłączenie jak największej liczby żołnierzy. Dlatego też, poza klasycznymi minami, reagującymi na nadepnięcie, co najczęściej kończy się urwaną lub rozszarpaną kończyną, popularne są także miny wyskakujące, reagujące na szarpnięcie rozciągniętego pomiędzy nimi drutu. Niewielki ładunek powoduje, że taka mina "wyskakuje" z ziemi na ok. 1 m, a następnie uruchamia się właściwy zapalnik, który miota ostre odłamki, raniąc i parząc wszystkich w promieniu nawet kilkudziesięciu metrów. Być może nie zabije, ale zmusi wroga do wezwania posiłków i umieszczenia do kilku osób w szpitalu. Jakie miny znajdziemy w Ukrainie? Podejrzenia o zaminowywaniu terenów Ukrainy przez Rosjan pojawiły się już w 2014 r., kiedy to Ministerstwo Obrony Ukrainy informowało, że separatyści w Donbasie wykorzystują na zajmowanych przez siebie terenach miny produkcji rosyjskiej i radzieckiej, które znajdowały się na wyposażeniu armii Federacji Rosyjskiej. Jako że na każdej sztuce takiego wyposażenia znajdują się numery seryjne, łatwym było sprawdzenie ich pochodzenia, a także ustalenie konkretnych modeli. Wiemy stąd, że od lat w Ukrainie separatyści i Rosjanie wykorzystują co najmniej pięć rodzajów min przeciwpiechotnych: MON — odłamkowe miny kierunkowe o zasięgu do 100 m PMN — miny fugasowe (raniące samą eksplozją) o działaniu naciskowym OZM — mina odłamkowa z zapalnikiem naciągowym lub elektrycznym POM — mina narzutowa PFM — mina kasetowa o działaniu naciskowym, zwana także "miną motylkową" Co prawda od 1992 r. istnieje Międzynarodowy Ruch na rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych, do którego dołączyło do niego ponad sto organizacji z wielu krajów, to jednak wśród trzydziestu siedmiu państw niezaangażowanych znajdziemy Indie, Izrael, Chiny, Pakistan, Stany Zjednoczone, a także właśnie Rosję. Foto: Militarist / Shutterstock Rosyjska mina odłamkowa MON-50 Poza minami przeciwpiechotnymi w Ukrainie znaleźć można także miny przeciwpancerne. To one są bohaterami nagrań z warszawskiej autostrady pod kijowem. Wiele wskazuje, że są to sowieckiej produkcji mini TM-62M, które produkowane były również w Polsce, a także znajdowała się na wyposażeniu polskiej armii. "Sercem" tej miny jest 7,5 kg trotylu, który wytwarza moc zdolną zniszczyć pancerz brytyjskiego czołgu Centurion i zabić całą załogę w środku. To właśnie z myślą o tym zadaniu miny TM-62M były produkowane. Wariantów min TM-62 jest co najmniej sześć, w zależności od sposobu zamknięcia jej w obudowie. Wariant M, zamknięty w metalowej puszce o średnicy 32 cm, jest najpopularniejszy. Ponadto wyróżnia się ok. 10 różnych zapalników, stosowanych od lat 60. Wśród nich zapalniki naciskowe, ale także magnetyczne i z mechanizmami opóźniającymi. Foto: Militarist / Shutterstock Mina TM-62 Zapalniki elektroniczne mają przewagę, jeżeli chodzi o moment aktywacji. Aktywator magnetyczny zadziała bowiem nawet gdy czołg nie najedzie gąsienicą na minę, ale wystarczy, by jego metalowy kadłub znalazł się nad ładunkiem wybuchowym. Wadą takiego rozwiązania jest z kolei czas działania. Mechanizm elektroniczny zasilany jest baterią 1,5 V i działa tylko do czasu wyczerpania się baterii. Miny naciskowe, działające najczęściej dzięki zastosowaniu mechanizmu opartego na sprężynie krążkowej (zwanej także talerzową lub mechanizmem belleville), będą zdolne do detonacji nawet po kilkudziesięciu latach. W przypadku min przeciwpancernych, ich zapalniki są dostosowane do nacisku znacznie większego, niż piechur. Wszystko po to, by nie "marnować" szansy zniszczenia pojazdu bojowego, gdy nacisk na mechanizm będzie zbyt mały, albo gdy nad miną nie znajdzie się wystarczająco dużo magnetycznego metalu. Dlatego też przenoszenie takich min, a nawet ich kopanie — chociaż niebezpieczne, jak w przypadku obcowania z każdym ładunkiem wybuchowym — nie jest niemożliwe. Jak rozbroić minę? Miny stanowią obecnie ogromny problem także dla rolników. Zaczął się okres, w którym trzeba wyjść na pola, by liczyć na plon. Już dziś mówi się o tym, że o ile na zapotrzebowanie krajowe Ukraińcy zbóż i warzyw będą w stanie naprodukować, to eksport na pewno ucierpi, a istnieje także szansa całkowitego załamania. Sprawy nie ułatwiają zakopane w ziemi bądź pozostawione na niej ładunki wybuchowe. Dlatego też ukraińscy żołnierze szkolą rolników, jak radzić sobie z rosyjskimi minami. Broń tego typu jest zwykle projektowana tak, by jej uzbrojenie było szybkie, a rozbrojenia dodatkowo się nie utrudnia. Miny działają skutecznie przede wszystkim, gdy są niewidoczne i nie ma potrzeby, by dodatkowo zabezpieczać je na wypadek chęci rozbrojenia. Zwłaszcza że wojsko, które z nich korzysta, może dzięki temu w łatwy sposób zabrać je w nowe miejsce. Podstawą jest oczywiście niedopuszczenie do aktywacji zapalnika. Pozostałe elementy miny, jak chociażby obudowa, nie są czułe na dotyk i nacisk, a w obudowie większości min znajdziemy mniej lub bardziej klasyczne śruby, dzięki którym możemy dostać się do środka. Wszelkie zabezpieczenia pełnią role zachowania miny w odpowiednim stanie w trakcie transportu, a także przy zmiennych warunkach pogodowych. Materiały wybuchowe wewnątrz miny nie mogą np. zamoknąć. Swego czasu w interecie popularność zdobywał film a Azji Południowo-Wschodniej, gdzie jeden z mieszkańców zademonstrował sposób na rozbrojenie radzieckiej miny PMN-2. Inny przykład, pokazujący tę samą minę, także udowadnia, że w przypadku PMN-2 potrzebny jest odpowiedni klucz i ostre płaskie narzędzie, np. nóż: Wciąż jednak najskuteczniejszym sposobem rozbrojenia miny jest jej kontrolowana detonacja. Dlatego też na polach bitew wykorzystuje się pługi minowe, jak i ładunki linowe. Te pierwsze, to mechanizmy uderzające w ziemie przed pojazdem opancerzonym. Dzięki temu miny wybuchają w pewnej odległości od czołgu, nie powodując penetracji pancerza. Ładunki linowe to z kolei wystrzeliwane na kilkadziesiąt lub kilkaset metrów długie liny z zawieszonymi ładunkami wybuchowymi, które są detonowane, powodując reakcję łańcuchową i wybuch wszystkich min w linii. Skutecznie czyści to z min jeden prosty pas terenu.
JJcorz. 174 466 187 148 82 449 98 260 406
miny w wojsku polskim